...czerwony stoliczek, a na tym stoliczku pleciony koszyczek. W koszyczku... TRUSKAWKI!
Moja rodzinka pewnie troszkę czuje się jak ten robaczek Brzechwy, w chwili czytania menu;) On zamiast upragnionego befsztyczka znalazł same dania z jabłkami, a u mnie w domu same truskawki. Wczoraj na obiad zrobiłam knedle z truskawkami ( ale była też zupa szczawiowa, żeby trochę urozmaicić obiadek smakowo i kolorystycznie:) Dziś ciasto z truskawkami i słoiczki pełne zamkniętego na zimę truskawkowego smaku:)
środa, 23 czerwca 2010
niedziela, 13 czerwca 2010
Śniadanie na balkonie
Po raz pierwszy od kilku dni obudził mnie przyjemny, rześki poranek. Początkowo niebo było trochę zachmurzone, ale teraz świeci już pięknie słoneczko:) Idealna pogoda na śniadanko na balkonie, a właściwie jego słodką alternatywę;)
Ciasto wg przepisu Edysi – Dymek z truskawkami
Ciasto wg przepisu Edysi – Dymek z truskawkami
piątek, 11 czerwca 2010
Poczułam miętę;)
Od kilku lat robimy z mężem nalewki. Mamy już sprawdzone przepisy, które smakują nam, rodzinie i znajomym. Bo wiadomo, że nie ma nic przyjemniejszego niż sączenie naleweczki w miłym towarzystwie, szczególnie w jesienne i zimowe wieczory. Co roku staramy się też wypróbować nowe przepisy, część z nich przechodzi potem do tej grupy sprawdzonych i lubianych:) W tym roku eksperymenty zaczynamy od mięty. Właśnie zlaliśmy miętówkę. Jeżeli jej smak będzie tak niesamowity jak kolor, to pewnie będziemy ją powtarzać co roku.
Zrobiliśmy dwie wersje wytrawną i słodką.
Wytrawna miętówka
0,5 l spirytusu
0,5 l wody
4-5 gałązek mięty
1 łyżeczka cukru
skórka z 1 cytryny
Cukier rozpuścić w wodzie, dodać spirytus, przelać do słoja, włożyć gałązki mięty. Cytrynę sparzyć, wytrzeć, obrać, pokroić skórkę, dodać do nalewki. Słój zamknąć odstawić w ciemne i chłodne miejsce ( i tu znalazłam różne wersje od tygodnia do 4 tygodni). Ja odstawiłam na 2 tygodnie. Po tym czasie miętówkę przefiltrować, rozlać do butelek i zakorkować.
Słodką nalewkę z mięty przyrządzamy w ten sam sposób, dodając więcej cukru - do tych składników 15 dag czyli ok. ¾ szklanki.
Moją faworytką jest oczywiście wersja słodka:)
Na wypróbowanie czeka też przepis na:
Miętówkę z jabłkami:
Pęczek liści świeżej mięty
0,5 l spirytusu
0,75 l soku jabłkowego
30 dag cukru
Liście mięty umyć, osączyć, zalać spirytusem, szczelnie zamknąć, odstawić na 10 dni w ciemne miejsce. Przefiltrować, zmieszać z ostudzonym syropem ugotowanym z soku i cukru, ponownie przefiltrować. Pić trunek rozcieńczony wodą mineralną, silnie schłodzony idealnie gasi pragnienie.
Z tym przepisem poczekam, aż moje jabłuszka dojrzeją i będę miała prawdziwy sok jabłkowy:) Poza tym gdzieś wyczytałam, że mięta jest najbardziej aromatyczna wtedy, kiedy kwitnie, więc wtedy najlepiej ją przetwarzać:)
Ci, co produkują własne nalewki, twierdzą, że najtrudniej jest wytrzymać 6 miesięcy, które to zwykle zalecane są na dojrzewanie nalewki, żeby ją spróbować. Na pocieszenie mogę napisać to, co wyczytałam w ostatnio kupionej książce o nalewkach, że dawniej nastawiało się nalewkę w dniu narodzin dziecka, a dojrzewała ona do dnia ślubu tego dziecka! Więc czym jest te pół roku, w porównaniu z takim czasem;)
Zrobiliśmy dwie wersje wytrawną i słodką.
Wytrawna miętówka
0,5 l spirytusu
0,5 l wody
4-5 gałązek mięty
1 łyżeczka cukru
skórka z 1 cytryny
Cukier rozpuścić w wodzie, dodać spirytus, przelać do słoja, włożyć gałązki mięty. Cytrynę sparzyć, wytrzeć, obrać, pokroić skórkę, dodać do nalewki. Słój zamknąć odstawić w ciemne i chłodne miejsce ( i tu znalazłam różne wersje od tygodnia do 4 tygodni). Ja odstawiłam na 2 tygodnie. Po tym czasie miętówkę przefiltrować, rozlać do butelek i zakorkować.
Słodką nalewkę z mięty przyrządzamy w ten sam sposób, dodając więcej cukru - do tych składników 15 dag czyli ok. ¾ szklanki.
Moją faworytką jest oczywiście wersja słodka:)
Na wypróbowanie czeka też przepis na:
Miętówkę z jabłkami:
Pęczek liści świeżej mięty
0,5 l spirytusu
0,75 l soku jabłkowego
30 dag cukru
Liście mięty umyć, osączyć, zalać spirytusem, szczelnie zamknąć, odstawić na 10 dni w ciemne miejsce. Przefiltrować, zmieszać z ostudzonym syropem ugotowanym z soku i cukru, ponownie przefiltrować. Pić trunek rozcieńczony wodą mineralną, silnie schłodzony idealnie gasi pragnienie.
Z tym przepisem poczekam, aż moje jabłuszka dojrzeją i będę miała prawdziwy sok jabłkowy:) Poza tym gdzieś wyczytałam, że mięta jest najbardziej aromatyczna wtedy, kiedy kwitnie, więc wtedy najlepiej ją przetwarzać:)
Ci, co produkują własne nalewki, twierdzą, że najtrudniej jest wytrzymać 6 miesięcy, które to zwykle zalecane są na dojrzewanie nalewki, żeby ją spróbować. Na pocieszenie mogę napisać to, co wyczytałam w ostatnio kupionej książce o nalewkach, że dawniej nastawiało się nalewkę w dniu narodzin dziecka, a dojrzewała ona do dnia ślubu tego dziecka! Więc czym jest te pół roku, w porównaniu z takim czasem;)
Różne odcienie różu
Na przełomie wiosny i lata na mojej działce królują różowosci. I choć różowy nie należy do szczególnie lubianych przeze mnie kolorów, to w naturze bardzo go lubię:)
sobota, 5 czerwca 2010
Czarny bez
Własnie zaczął kwitnąć, w związku z tym to odpowiednia pora, aby zachować na okres jesienno-zimowy niezwykłe własciwoci tej roliny. Kwiaty z bzu czarnego działają napotnie. Wykazują też słabe działanie moczopędne. Flawonoidy (rutyna) zawarte w kwiatach bzu uszczelniają ściany naczyń włosowatych i jednocześnie zwiększają ich elastyczność. W liściach odkryto ostatnio substancję zwiększającą odporność na choroby zakaźne.
Ja zatrzymuję te własciwosci w następujący sposób:
W butelkach jest już gotowy syrop z kwiatów bzu:
Syrop z kwiatów czarnego bzu:
30 szt baldachów kwiatu bzu, sok z 1 – 1,5 cytryny, 1,5 - 2 kg cukru, 1 l wody
Kwiaty zbierać w pełni rozwinięte, w suche, słoneczne dni. Włożyć do kamiennego lub emaliowanego garnka, zalać zimną, przegotowaną wodą, dodać sok z cytryn. Przykryte odstawić na 2 doby. Ważne! Nie przeciągać czasu moczenia kwiatów – szybko ulegają zepsuciu. Po 48 godzinach zlać, odcisnąć przez płótno. Stopniowo wsypywać cukier, ile się rozpuści (bez osadu na dnie). Dla usprawnienia rozpuszczania cukru podgrzewać, ale nie dopucić do zawrzenia! Zlać do sterylnych naczyń, najlepiej szklanych. Przechowywać w chłodzie. Działa moczopędnie, napotnie i przeciwgorączkowo.
Następnym specyfikiem - na razie, jeszcze przez kilka dni w słoju, jest nalewka:
Nalewka z kwiatów czarnego bzu:
50 szt baldachów kwiatu bzu zerwać w porze kwitnienia, włożyć do wyparzonego słoja, przekładając je plasterkami dobrze wyszorowanych dwóch cytryn, pozbawionych pestek. Przygotować syrop z litra wody i 70 dag cukru, odszumować i wystudzić. Zalać syropem kwiaty bzu i plasterki cytryn, pozostawić na 10 dni w słonecznym miejscu pod przykryciem z kawałka płótna. Czystą, wyparzoną łyżką mieszać od czasu do czasu aby zapobiec fermentacji. Następnie przelać do drugiego słoja, filtrując przez podwójnie złożoną gazę. Zalać litrem spirytusu i sokiem z 3 limonek. Można dodać łyżeczkę suchego korzenia arcydzięgla. Szczelnie zamknąć i odstawić na 6 tygodni, na początku poruszając słojem, a potem pozostawiając ją w spokoju, aby dobrze się sklarowała. Przefiltrować i rozlać do butelek. Odstawić na kolejny miesiąc, aby nalewka dojrzała.
U mnie powstaje nalewka z połowy tej porcji.
No i jeszcze suszę kwiaty bzu.
Odwary z kwiatów bzu czarnego stosuje się wewnętrznie jako środek napotny w chorobach z podwyższoną temperaturą, także jako uzupełniający lek moczopędny oraz w chorobach przebiegających ze zwiększoną przepuszczalnością włosowatych naczyń krwionośnych. Zewnętrznie służą do płukania w anginie oraz zapaleniu jamy ustnej i gardła, a także do okładów przy zapaleniu spojówek i brzegów powiek. Odwary z owoców bzu podaje się doustnie jako środek odtruwający i ułatwiający usuwanie z organizmu szkodliwych produktów przemiany materii, zwłaszcza w chorobie gośćcowej, chorobach zakaźnych i niektórych schorzeniach skórnych, również jako wspomagający środek przeciwbólowy w rwie kulszowej, zapaleniu nerwu trójdzielnego i bólach newralgicznych.
Odwar z kwiatów czarnego bzu:
1 – 1/2 łyżki kwiatów zalać 1 szklanką zimnej wody i ogrzewać do wrzenia. Gotować łagodnie pod przykryciem 3 minuty. Odstawić na 15 minut i przecedzić. Pić 1/3 – 1/2 szklanki odwaru 2-3 razy dziennie między posiłkami jako środek moczopędny. Jako środek napotny i przeciwgorączkowy wypić wieczorem po posiłku szklankę odwaru z dodatkiem 1-2 łyżek syropu malinowego.
Znalazłam też taki przepis, choć go jeszcze nie sprawdzałam:
Można też zasypać świeże kwiaty cukrem. Gdy puści sok, dodać kieliszek wódki. Taki syrop jest pyszny i tez dobrze robi na zaziębienie. Działa znakomicie na anginę.
Teraz czekam na owoce bzu czarnego:)
A na koniec pachnący bukiecik z mojej działki:
piątek, 4 czerwca 2010
Krokiety ze szpinakiem i białym serem
Na początku chcę slicznie podziękować za odwiedziny i komentarze:)
Mam oczywiscie spore obawy, czy tymi tematami, które mnie pasjonują, jeszcze kogos zainteresuję, ale Wasze ciepłe słowa naprawdę dodają chęci do działania!
Wciąż wyszukuję nowe przepisy ze szpinakiem, bo mam go sporo, więc trzeba "przerabiać". Ostatnio znalazłam w necie przepis na krokiety i muszę przyznać, że jak do tej pory, to moje szpinakowe danie nr 1! Ja lubię potrawy bezmięsne, ale mojemu mążowi, który zdecydowanie preferuje mięsko, też bardzo smakowały:)
Krokiety ze szpinakiem i białym serem:
ciasto:
2 szklanki maki
1/2 szklanki wody
1 1/2 szklanki mleka
3 jajka
szczypta soli
Nadzienie:
ok. 350-400 g szpinaku
3/4 kg białego sera
1 duża cebula
4-5 ząbków czosnku
sól, pieprz, vegeta
olej do smażenia
Wszystkie składniki na ciasto miksujemy i odstawiamy do lodówki, min. na 1/2 godziny. Następnie smażymy naleśniki.
Cebulkę drobno kroimy i szklimy na oleju, posypujemy vegetą. Dodajemy zblanszowany i pokrojony szpinak, dusimy kilka minut, dodajemy czosnek przecisnięty przez praskę. Do lekko ciepłego szpinaku wkruszamy ser, mieszamy dokładnie. Nadzienie doprawiamy solą i pieprzem. Nalesniki smarujemy nadzieniem i składamy, jak krokiety. Panierujemy w roztrzepanym jajku i bułce tartej. Smażymy z dwóch stron na złoty kolor.
Smacznego!
Mam oczywiscie spore obawy, czy tymi tematami, które mnie pasjonują, jeszcze kogos zainteresuję, ale Wasze ciepłe słowa naprawdę dodają chęci do działania!
Wciąż wyszukuję nowe przepisy ze szpinakiem, bo mam go sporo, więc trzeba "przerabiać". Ostatnio znalazłam w necie przepis na krokiety i muszę przyznać, że jak do tej pory, to moje szpinakowe danie nr 1! Ja lubię potrawy bezmięsne, ale mojemu mążowi, który zdecydowanie preferuje mięsko, też bardzo smakowały:)
Krokiety ze szpinakiem i białym serem:
ciasto:
2 szklanki maki
1/2 szklanki wody
1 1/2 szklanki mleka
3 jajka
szczypta soli
Nadzienie:
ok. 350-400 g szpinaku
3/4 kg białego sera
1 duża cebula
4-5 ząbków czosnku
sól, pieprz, vegeta
olej do smażenia
Wszystkie składniki na ciasto miksujemy i odstawiamy do lodówki, min. na 1/2 godziny. Następnie smażymy naleśniki.
Cebulkę drobno kroimy i szklimy na oleju, posypujemy vegetą. Dodajemy zblanszowany i pokrojony szpinak, dusimy kilka minut, dodajemy czosnek przecisnięty przez praskę. Do lekko ciepłego szpinaku wkruszamy ser, mieszamy dokładnie. Nadzienie doprawiamy solą i pieprzem. Nalesniki smarujemy nadzieniem i składamy, jak krokiety. Panierujemy w roztrzepanym jajku i bułce tartej. Smażymy z dwóch stron na złoty kolor.
Smacznego!
wtorek, 1 czerwca 2010
Moja hoja
Mam ją już kilka lat (chyba siedem). Do zeszłago roku stała na lodówce z luźno zwieszonymi pędami. Nie kwitła ani razu. Przez przypadek znalazłam informację, że kwiat ten lubi, aby jego pędy były zaplecione na jakiej podpórce. Owinęłam więc jej łodygi na miedzianym drucie, przestawiłam na parapet i po kilku miesiącach mogłam podziwiać pierwsze dwa, tak długo wyczekiwane kwiaty. Było to rok temu. W tym roku hoja ma aż szesć kwiatostanów:) Jeszcze nie wszystkie w pełni rozwinięte, ale już piękne:
Subskrybuj:
Posty (Atom)