Mam ją już kilka lat (chyba siedem). Do zeszłago roku stała na lodówce z luźno zwieszonymi pędami. Nie kwitła ani razu. Przez przypadek znalazłam informację, że kwiat ten lubi, aby jego pędy były zaplecione na jakiej podpórce. Owinęłam więc jej łodygi na miedzianym drucie, przestawiłam na parapet i po kilku miesiącach mogłam podziwiać pierwsze dwa, tak długo wyczekiwane kwiaty. Było to rok temu. W tym roku hoja ma aż szesć kwiatostanów:) Jeszcze nie wszystkie w pełni rozwinięte, ale już piękne:
Moja hoja, którą miałam z domu rodziców też długo nie kwitła, dopiero po drugiej przeprowadzce zaczęła, po 3 jednak zmarniała doszczętnie. Te kwiaty to chyba jednak bardzo są wrażliwe na klimat w domu. Zazdroszczę Ci twojej porcelanki i teraz włąśnie obok okienka z komentarzem widzę biała półeczkę z tą porcelanką - widok świetny.
Ma intensywny zapach i płacze prawdziwymi łzami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Śliczny kwiat. Moja mama ma taki i pamiętam, że cudnie pachnie.
OdpowiedzUsuńMoja hoja, którą miałam z domu rodziców też długo nie kwitła, dopiero po drugiej przeprowadzce zaczęła, po 3 jednak zmarniała doszczętnie. Te kwiaty to chyba jednak bardzo są wrażliwe na klimat w domu.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci twojej porcelanki i teraz włąśnie obok okienka z komentarzem widzę biała półeczkę z tą porcelanką - widok świetny.