-->

piątek, 16 grudnia 2011

Mam szczęście:)

W tym miesiącu dopisało mi wyjątkowe szczęście i wygrałam szybką rozdawankę w Domowych Klimatach oraz candy w Magicznym Zakątku. Od Agi z Domowych Klimatów dostałam piękną białą podstawkę na świecę. Warunkiem rozdawanki było to, aby osoba, która ją wygrała (były dwie nagrody) pochwaliła się w jaki sposób wykorzystała podstawkę. U mnie będzie ona częścią dekoracji świątecznej, już poczyniłam pierwsze przymiarki, więc wkrótce będzie też fotorelacja.

Wczoraj zaś dostałam paczuszkę od Beatki z Magicznego Zakątka, a w niej same cudeńka. Od dawna wiem, że Beatka tworzy piękne rzeczy, ale teraz mogłam się o tym przekonać namacalnie.
W candy do wygrania był piękny tildowy konik, a ja zostałam obdarowana całą masą pięknych rzeczy:


Konik okazał się jeszcze piękniejszy niż na fotkach, od razu podbił moje serce:) Nie dostał jeszcze swojego stałego miejsca, ponieważ wciąż jest w czyichś rękach i uściskach:)

Za to pozostałe rzeczy od razu znalazły swoje miejsca. Piękne serduszka, w kolorkach, które najbardziej lubię, zdobią moją kuchnię – jedno dynda sobie na półeczce obok innej zawieszki (także prezentu). A dwa pozostałe zdobią wiklinowe kosze na szafkach.


Otwierając paczuszkę od razu poczułam ulubiony zapach lawendy. Okazało się, że w skład prezentu wchodzi też woreczek wypełniony lawendą, a ozdobiony przepięknym haftem. Ten zawisł w pokoju na oknie, żebym mogła sobie na niego często popatrywać:



Beatko, jeszcze raz dziękuję za te przepiękne rzeczy! Sprawiły mi one moc radości!

poniedziałek, 10 października 2011

O ptaszkach

U Qry Domowej zobaczyłam piękną aranżację z ptaszkami w roli głównej oraz przeczytałam o ptasim konkursie organizowanym przez Agę.
Czasu na przygotowanie nowej dekoracji w zasadzie już nie ma, bo swoje propozycje można zgłaszać do ptasiego konkursu, tylko jeszcze w ciągu dzisiejszego dnia, na szczęście ja ptaszki bardzo lubię (nie tylko kury, o czym wspominałam już wiele razy;) i stale one u mnie goszczą. Pokażę więc w jaki sposób ptaszki umilają mi chwile spędzane w kuchni.
Na parapecie pośród hoi - szczególnie pięknie wyglądają, kiedy hoje obsypane są kwieciem:



I ptaszek wykonany przeze mnie własnoręcznie, dyndający sobie pod sufitem na tle ususzonych ziół i kwiatów:

niedziela, 9 października 2011

Jesienni goście i letni lokatorzy;)

Mimo, że na działce jeszcze wciąż pięknie kwitną letnie kwiaty:










to o kolejnej porze roku przypominają nostalgiczne chryzantemy i marcinki:





Także ptaszki zmieniają swą dietę z dotychczasowej wysokobiałkowej na jesienną bardziej energetyczną bogatą w nasiona i owoce:







Ale ptaszki, to nie jedyni stali bywalcy na mojej działce. Choć w założeniach tak właśnie być miało. Dwa lata temu na jabłonce zawisła budka dla ptaszków. W pierwszym sezonie upatrzyły ja sobie pleszki i w niej uwiły sobie gniazdko. W tym roku jakoś żaden ptaszek nie zdecydował się na zagnieżdżenie w owej budce. A że przyroda nie znosi próżni, zainteresowały się nią inne "zwierzątka". No i od późnej wiosny mamy na działce lokatorów, od których mi osobiście włos na głowie się jeży! Za to moi mężczyźni z wielkim zainteresowaniem śledzili poczynania nowych lokatorów budki, obfotografowując ich ze wszystkich stron. Muszę przyznać, że lokatorzy zachowywali się przez cały czas bardzo taktownie, grzecznie, nie sprawiając najmniejszego kłopotu. Mimo to, jakoś nie mogę się do nich przekonać i czekam późnej jesieni, kiedy to budka definitywnie zniknie z działki.
A oto rzeczeni lokatorzy i ich budowlane poczynania:







poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Stare i nowe - emaliowane i nalewka z bzu

Muszę się pochwalić wczorajszym łupem z targu staroci! Jestem nim zachwycona, zakochałam się od pierwszego wejrzenia i wiedziałam, że bez względu na cenę musi być mój. A wszystkie te ochy i achy dotyczą starego (przedwojennego) pojemnika na mąkę:





A tu w towarzystwie innego emaliowanego przedmiotu - durszlaka. To też mój niedawny nabytek, tylko dla odmiany zupełnie nowy;) Długo szukałam takiego durszlaczka, aż w końcu znalazłam na allegro.




Drugim wyszperanym wczoraj cacuszkiem jest kryształowy kieliszek (szkoda, ze był tylko jeden). Już wypróbowałam, ze naleweczka z czarnego bzu smakuje z niego wyśmienicie;)))





A w związku z tym, że pora zbioru tych owoców właśnie się zbliża, podaję sprawdzony przepis. Tę nalewkę zrobiliśmy z mężem po raz pierwszy rok temu, podobnie jak z kwiatów czarnego bzu. Niestety, ta druga nie przypadła mi do gustu (ale to tylko moja opinia, bo wśród rodzinki zdania są podzielone). Natomiast ta z owoców jest rewelacyjna, zachwyca smakiem, aromatem i barwą! Polecam!

Nalewka na czarnym bzie

Kilogram dojrzałych owoców czarnego bzu, oczyszczonych, opłukanych i wysuszonych, zalać w słoju litrem spirytusu. Szczelnie zamknięty słój pozostawić przez miesiąc w ciepłym miejscu. Następnie nalewkę przecedzić i dodać do niej syrop przygotowany z 1/2 litra wody 1/4 kg cukru (zagotowany, odszumowany i wystudzony). Ponownie szczelnie zamknąć słój i odstawić na tydzień, po tym czasie nalewkę przefiltrować i rozlać do butelek, pozwalając jej dojrzewać przez pół roku w chłodnym i ciemnym miejscu.

Przepis pochodzi z książki "Domowy wyrób win, nalewek i miodów."

wtorek, 23 sierpnia 2011

Pokój nastolatki

To swego rodzaju nowość w moim mieszkaniu, mimo, że nastolatkę mam już od kilku lat;) Ale do tej pory jej pokój był bardziej dziecięcy, urządzony na początku szkoły podstawowej zgodnie z tamtejszym gustem i oczekiwaniami mojej pociechy. Była więc dwukolorowa tapeta - na górze żółta w figury geometryczne, lamperia zaś gładka niebieska. Pokój od dłuższego czasu wymagał remontu, jednak nie mogłyśmy z córką ustalić wspólnego frontu zmian i prac. Ja, np. ni jak nie mogłam się zgodzić na czerwony sufit, a ona na przemycenie choć minimalnych dodatków w stylu retro. Czas na szczęście zadziałał na naszą korzyść, gust mojej nastolatki ewaluował troszeczkę w stronę moich upodobań i tak oto doszłyśmy do kompromisu, którego efektem jest taki oto wygląd pokoju:







Najważniejsze, że obie jesteśmy zadowolone z tych zmian.
A ja w końcu mogę zająć się przyjemniejszymi pracami, niż sprzątanie po remoncie:)

niedziela, 7 sierpnia 2011

Aksamitki

W związku z kolejnym słonecznym dniem postanowiłam porobić troszkę fotek działkowym kwiatuszkom. Po przejrzeniu zdjęć okazało się, że najwięcej na nich aksamitek. Jestem z nich dumna, ponieważ wyhodowałam je z nasionek i teraz za pielęgnację, serce i uczucia odpłacają mi pięknym kwitnieniem.
Szczególnie ładnie prezentuje się obwódka na jednej z rabatek, wzdłuż alejki, którą tworzą aksamitki, żeniszek meksykański i szałwia błyszcząca:




Także kącik wypoczynkowy zdobią aksamitki: niska, wyniosła i clown:


I jeszcze troszkę fotek:









Bardzo lubię te kwiatuszki, kojarzą mi się z babcinym ogrodem, a poza tym są bardzo odporne na wszelkie warunki pogodowe i zawsze zachwycają swą urodą:)
Nie tylko ja je lubię, owady też:









środa, 3 sierpnia 2011

Pomidorowy post

Pomidorki obrodziły w tym roku, że aż miło, uprawiane (podobnie jak inne warzywa na mojej działce) zgodnie z zaleceniami kalendarza biodynamicznego, ekologicznie. W tym roku mam pięć gatunków pomidorków: Bawole serca, Malinowe, Awizo, Poranek i koktajlowe.



W związku z urodzajem, w tym roku po raz pierwszy oprócz celów konsumpcyjnych, pomidorki zostały wykorzystane przetwórczo. Co z tego wyszło przekonam się za jakiś czas;)
Na razie zrobiłam pomidorki cherry w zalewie:
1 kg małych pomidorków koktajlowych
4 ząbki czosnku
Zalewa:
4 szklanki wody
3 łyżeczki soli
2 łyżeczki kwasku cytrynowego
cukier do smaku
Pomidorki umyć, ponakłuwać wykałaczką, aby w czasie pasteryzowania nie popękały, a marynata dostawała się łatwo do środka. W przygotowanych słoikach ułożyć pomidorki wraz z ząbkami czosnku.
Zagotować wodę z kwaskiem cytrynowym, solą i szczyptą cukru. Nieco schłodzona zalewą zalać pomidorki. Słoiki szczelnie zakręcić, pasteryzować 25 min. w 85 stopniach C (pasteryzowałam w piekarniku).
Tak przygotowane pomidorki to podobno smakowity składnik sałatek lub dodatek do mięs i serów.

Przygotowałam też suszone pomidory, które pływają sobie w aromatycznej oliwie (wykorzystałam TEN przepis).

Dodatkowo z tego, co pozostało po drylowaniu pomidorów do suszenia przyrządziłam zupę pomidorową - smak nieporównywalny do takiej z "kupczym" koncentratem!

Na koniec mój pomidor - rekordzista, waży 800 g.