Jak swiąteczne klimaty, to przede wszystkim choinka:
Choinka sama w sobie, chyba u każdego przywołuje wspomnienia, obrazy z dziecinnych lat. U mnie to wrażenie jest w tym roku szczególnie silne, ponieważ to swiąteczne drzewko zostało umieszczone w wyjątkowym dla mnie stojaku. Zrobił go mój tata, a potem długo malował razem ze mną na zimnym strychu. Miałam wtedy trzy albo cztery lata i z wielkim przejęciem wybierałam kolory farb na ubranka krasnali. Od tego roku stojak jest u mnie (i chyba już zostanie), mój synek z podobnym przejęciem oglądał krasnoludki, a potem wybrał sobie tego, który był "mój" daaawno temu, bo wymyslilismy sobie taką rodzinną tradycję, że każdy miał swojego krasnoludka i obok niego szukał gwiazdkowego prezentu. U nas to teraz trochę nie wychodzi, bo krasnale są trzy, a nas jest czworo;)
No i jeszcze troszkę swierkowych gałązek:
poniedziałek, 27 grudnia 2010
niedziela, 28 listopada 2010
Adwent
Dzis rozpoczął się szczególny okres, czas oczekiwań i nadziei - Adwent. Obecnie ten czas, w wyniku wszechobecnej komercjalizacji, jakby mniej doceniany i przeżywany. Wszak okres przedswiąteczny zaczyna sie już po Wszystkich Swiętych choinkami i dekoracjami bożonarodzeniowymi we wszystkich supermarketach, reklamach telewizyjnych itp. Adwent następuje już w trakcie zakupowego szaleństwa, bo trzeba już się zatroszczyć o prezenty mikołajkowe, a potem zaraz mysleć o porządkach, pichceniu, dekoracjach, prezentach gwiazdkowych. A to co najważniejsze - sens Bożego Narodzenia jakos w tym wszytkim umyka...
Ja się temu wszytskiemu osobiscie sprzeciwiam! Zrobiłam adwentowy swiecznik, aby ten szczególny nastrój udzielił się wszystkim domownikom.
Swieczka na roraty już też przygotowana, a ja się psychicznie nastrajam na wstawanie po 5 rano (mnie "sowie" szczególnie trudno to przychodzi).
A dzis nastała prawdziwa zima! Nawet przyroda podkresla ten wyjątkowy czas(choć ja za zimą prawdę mówiąc nie przepadam). Teraz to już będzie czuć zbliżające się wielkimi krokami swięta:)
Ja się temu wszytskiemu osobiscie sprzeciwiam! Zrobiłam adwentowy swiecznik, aby ten szczególny nastrój udzielił się wszystkim domownikom.
Swieczka na roraty już też przygotowana, a ja się psychicznie nastrajam na wstawanie po 5 rano (mnie "sowie" szczególnie trudno to przychodzi).
A dzis nastała prawdziwa zima! Nawet przyroda podkresla ten wyjątkowy czas(choć ja za zimą prawdę mówiąc nie przepadam). Teraz to już będzie czuć zbliżające się wielkimi krokami swięta:)
czwartek, 25 listopada 2010
Różany czar
Ten post miałam zamieścić już dawno temu, a impulsem do jego napisania stała się filiżanka zakupiona latem na targu staroci. Filiżanka delikatna, romantyczna z motywem dzikiej róży. Moja ulubiona herbatka z dodatkiem płatków róż smakuje w niej wyśmienicie:) A oto i ona:
Przy tej okazji naszła mnie pewna refleksja – taka mianowicie, że róż u mnie w mieszkanku dość sporo. Pomijając fakt, że mąż od zawsze, na wszystkie okazje kupuje mi róże twierdząc, że to moje ulubione kwiaty (ja sama nie mogę tego stwierdzić i to nie dlatego, iżbym róż nie lubiła, ale z tego powodu, że ja tak wiele kwiatów kocham!), to gdzie nie spojrzę widzę róże!
A oto dowód:
A na koniec zostawiłam najpiękniejszą, bo prawdziwą. To róża pnąca z mojej działki, posadziłam ją jesienią przy altance i już w tym roku uraczyła mnie tak cudnym widokiem:
Przy tej okazji naszła mnie pewna refleksja – taka mianowicie, że róż u mnie w mieszkanku dość sporo. Pomijając fakt, że mąż od zawsze, na wszystkie okazje kupuje mi róże twierdząc, że to moje ulubione kwiaty (ja sama nie mogę tego stwierdzić i to nie dlatego, iżbym róż nie lubiła, ale z tego powodu, że ja tak wiele kwiatów kocham!), to gdzie nie spojrzę widzę róże!
A oto dowód:
A na koniec zostawiłam najpiękniejszą, bo prawdziwą. To róża pnąca z mojej działki, posadziłam ją jesienią przy altance i już w tym roku uraczyła mnie tak cudnym widokiem:
wtorek, 23 listopada 2010
niedziela, 26 września 2010
Zdobycze z targu staroci
W końcu mam troszkę czasu, żeby nadrobić zaległosci blogowe, ale dzis troszkę przekornie, będą aktualne sprawy:)
W każdą ostatnią niedzielę miesiąca w Lublinie odbywają się Targi Kolekcjonerskie, czyli potocznie zwąc - giełda staroci. Chyba nie muszę pisać, że jestem jej stałą bywalczynią;) Nie zawsze uda się upolować coś interesującego, często ceny powalają z nóg, ale nawet sam klimat tego miejsca wart jest zerwania się z łóżka niedzielnym porankiem. Tak było i dzisiejszego dnia:) Nie musiałam się jednak zadawalać samą atmosferą i czarem wspomnień unoszącym się nad lubelską starówką, ponieważ udało mi się upolować swietne (moim zdaniem) rzeczy.
Najpierw wpadł mi w oko dębowy "koszyk" na butelki. Od razu pomyslałam, że fajnie prezentowałyby się w nim zdecupowane butelki(a w nich oczywiscie nalewki;) Naleweczki nabierają mocy, butelki są w trakcie dekorowania, a koszyk jest już mój:) Na razie zostanie dębowy, a jak mi się znudzi to go przemaluję na biało. W obecnej chwili dostał swoje miejsce na parapecie obok hoi, która już trzeci raz tego roku cudnie kwitnie.
Potem od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tacce. Jej spód stanowią dwa porcelanowe kafelki z "zielnikiem". Do tego mosiężne uchwyty i bordowy aksamit od spodu - cudo!
Zakupiłam też dwa dębowe swieczniki, które dostaną nowy image - będą białe z przecierkami:
Będąc przy temacie bielenia i przecierek powiem, że moja witrynka jest już prawie gotowa - wkrótce się nią pochwalę i bardzo mi się podoba w tej nowej szacie:)
W każdą ostatnią niedzielę miesiąca w Lublinie odbywają się Targi Kolekcjonerskie, czyli potocznie zwąc - giełda staroci. Chyba nie muszę pisać, że jestem jej stałą bywalczynią;) Nie zawsze uda się upolować coś interesującego, często ceny powalają z nóg, ale nawet sam klimat tego miejsca wart jest zerwania się z łóżka niedzielnym porankiem. Tak było i dzisiejszego dnia:) Nie musiałam się jednak zadawalać samą atmosferą i czarem wspomnień unoszącym się nad lubelską starówką, ponieważ udało mi się upolować swietne (moim zdaniem) rzeczy.
Najpierw wpadł mi w oko dębowy "koszyk" na butelki. Od razu pomyslałam, że fajnie prezentowałyby się w nim zdecupowane butelki(a w nich oczywiscie nalewki;) Naleweczki nabierają mocy, butelki są w trakcie dekorowania, a koszyk jest już mój:) Na razie zostanie dębowy, a jak mi się znudzi to go przemaluję na biało. W obecnej chwili dostał swoje miejsce na parapecie obok hoi, która już trzeci raz tego roku cudnie kwitnie.
Potem od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tacce. Jej spód stanowią dwa porcelanowe kafelki z "zielnikiem". Do tego mosiężne uchwyty i bordowy aksamit od spodu - cudo!
Zakupiłam też dwa dębowe swieczniki, które dostaną nowy image - będą białe z przecierkami:
Będąc przy temacie bielenia i przecierek powiem, że moja witrynka jest już prawie gotowa - wkrótce się nią pochwalę i bardzo mi się podoba w tej nowej szacie:)
poniedziałek, 13 września 2010
Idzie lasem Pani Jesień
jarzębinę w koszu niesie... Ale nie tylko:)
Na talerzu i półmisku "schabowe z lasu" czyli kanie:)
A tak prezentowały się przed usmażeniem:
Na talerzu i półmisku "schabowe z lasu" czyli kanie:)
A tak prezentowały się przed usmażeniem:
czwartek, 2 września 2010
Bielę sobie
W związku z pogodą wybitnie nie sprzyjającą jakimkolwiek pracom na działce, w wolnych chwilach łapię za pędzel i puszkę białej emalii akrylowej. Nosiłam się z tym zamiarem od jakiegoś czasu, ale wciąż były inne ważniejsze sprawy, aż do teraz:)
Na pierwszy rzut poszły koszyki na etażerce - nie wszystkie udało mi się kupić białe, więc pozostałe przemalowałam:
Muszę im jeszcze uszyć jednakowe ubranka i już będą takie jakie sobie zaplanowałam.
Przy okazji wspomnę o rzeczonej etażerce (wyszło mi jak w reklamie Ikei;). Zamówił ją u znajomego stolarza mój mąż, znając moje umiłowanie starych rzeczy. Podobną etażerkę pamiętam z domu mojej babci, a teraz mam taką i ja. Jest ona dębowa i wykonana tradycyjną techniką (bez żadnych śrubek i tym podobnych elementów).
Na etażerce wyeksponowałam prezenciki, które dostałam od różnych kochanych osóbek i tak sobie na nie spoglądam w czasie codziennych prac kuchennych:)
Zmieniłam też aranżację na półeczce wiszącej, zwracam szczególną uwagę na śliczne wstążeczki zdobiące szklane pojemniki. Owe wstążeczki to też prezent - od Aeljot:)
A wracając do bielenia, to jeszcze sporo przede mną. Pokażę tylko taką zajawkę prac w toku. Będę się chwalić jak już zostaną ukończone. Mam nadzieję, że mi wyjdą tak jak bym sobie tego życzyła (szczególnie, że w planach mam także przecierki, a tego jeszcze nigdy nie robiłam).
Na pierwszy rzut poszły koszyki na etażerce - nie wszystkie udało mi się kupić białe, więc pozostałe przemalowałam:
Muszę im jeszcze uszyć jednakowe ubranka i już będą takie jakie sobie zaplanowałam.
Przy okazji wspomnę o rzeczonej etażerce (wyszło mi jak w reklamie Ikei;). Zamówił ją u znajomego stolarza mój mąż, znając moje umiłowanie starych rzeczy. Podobną etażerkę pamiętam z domu mojej babci, a teraz mam taką i ja. Jest ona dębowa i wykonana tradycyjną techniką (bez żadnych śrubek i tym podobnych elementów).
Na etażerce wyeksponowałam prezenciki, które dostałam od różnych kochanych osóbek i tak sobie na nie spoglądam w czasie codziennych prac kuchennych:)
Zmieniłam też aranżację na półeczce wiszącej, zwracam szczególną uwagę na śliczne wstążeczki zdobiące szklane pojemniki. Owe wstążeczki to też prezent - od Aeljot:)
A wracając do bielenia, to jeszcze sporo przede mną. Pokażę tylko taką zajawkę prac w toku. Będę się chwalić jak już zostaną ukończone. Mam nadzieję, że mi wyjdą tak jak bym sobie tego życzyła (szczególnie, że w planach mam także przecierki, a tego jeszcze nigdy nie robiłam).
niedziela, 22 sierpnia 2010
Święto Chleba
Muzeum Wsi Lubelskiej to jedno z moich ukochanych miejsc. Jestem tam kilka razy w roku i za każdym razem nie mogę nasycić się atmosferą tam panującą, cieszę oczy widokiem chat pokrytych strzechą, prostych sprzętów, przydomowych ogródków, w których królują dalie, kosmos, floksy, nasturcje i aksamitki (prawie jak na mojej działce;). Z niecierpliwością czekam na coroczne imprezy odbywające się w Skansenie, a także te niezaplanowane wypady, kiedy po prostu nachodzi nas chęć odwiedzenia tego miejsca. Dodam jeszcze, że lubelski Skansen jest jedynym w Polsce tego typu miejscem o tak bogatej różnorodności terenu. Są tam wąwozy (charakterystyczne dla Wyżyny Lubelskiej), przepływa przezeń rzeka – Czechówka, na której utworzono mały zalew, nad którym powstał sektor Powiśla lubelskiego.
Dziś w Skansenie miało miejsce coroczne Święto Chleba i Dożynki dworskie. Ta impreza od lat cieszy się największą popularnością (przyczynia się do tego pewnie wakacyjny czas i zazwyczaj piękna pogoda). Jak co roku wybraliśmy się i my do Muzeum Wsi Lubelskiej, ale dla nas był to, niestety ostatni raz. Dlaczego? Ano dlatego, że czegoś takiego nie przewidziałam w najczarniejszych nawet snach! Impreza przybrała całkowicie komercyjny charakter. Pełno było ogródków piwnych, dmuchanych zjeżdżalni dla dzieci, baloników z helem, loterii fantowych itp. Istna masakra! A wszędzie pełno podchmielonych (delikatnie mówiąc) ludzi, którzy niejednokrotnie trafili w to miejsce zupełnie przypadkowo (zapewne dzięki reklamie w mediach). Nie mogłam patrzeć na damulki w szpilkach i słuchać opinii, że w chałupach śmierdzi! Ech, szkoda gadać! Sami z resztą zobaczcie:
Tak było zwłaszcza w miejscu, gdzie usytuowane były stoiska z wyrobami piekarniczymi, ale i w całym Skansenie było niewiele lepiej:
Udało nam się jednak znaleźć kilka miejsc, w których choć na chwilę czuliśmy ten znany, pożądany klimat:
Tak jak już napisałam na Święto Chleba już się nie wybiorę, ale to oczywiście nie oznacza, że moje uczucia do Skansenu uległy zmianie. O, nie! Za trzy tygodnie, moja ulubiona impreza w Muzeum Wsi Lubelskiej – „Z zagrody na jarmark do miasteczka”, wtedy to chałupy zaczynają tętnić swoim życiem sprzed lat, krzątają się w nich gospodynie w tradycyjnych strojach, pieką baby ziemniaczane, gotują knedle z soczewicą, w olejarni prezentowany jest cykl wytłaczania oleju z rzepaku (dziś usłyszałam od jednej z pań, że to – chodziło o olejarnię, zagródka dla kóz!!!), przy krosnach powstają kilimy, szewcy reperują buty, a w okólnikach skręcane są powrósła, czesany len, wyplatane kosze ze słomy i wikliny i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy się dzieje! Mam nadzieję, że to wszystko nie przyciągnie amatorów piwa, głośnej (bynajmniej nie ludowej ) muzyki i innych festynowych atrakcji. Czego sobie i wszystkim osobom ceniących piękno Skansenu oraz niepowtarzalny klimat tego miejsca życzę!
Dziś w Skansenie miało miejsce coroczne Święto Chleba i Dożynki dworskie. Ta impreza od lat cieszy się największą popularnością (przyczynia się do tego pewnie wakacyjny czas i zazwyczaj piękna pogoda). Jak co roku wybraliśmy się i my do Muzeum Wsi Lubelskiej, ale dla nas był to, niestety ostatni raz. Dlaczego? Ano dlatego, że czegoś takiego nie przewidziałam w najczarniejszych nawet snach! Impreza przybrała całkowicie komercyjny charakter. Pełno było ogródków piwnych, dmuchanych zjeżdżalni dla dzieci, baloników z helem, loterii fantowych itp. Istna masakra! A wszędzie pełno podchmielonych (delikatnie mówiąc) ludzi, którzy niejednokrotnie trafili w to miejsce zupełnie przypadkowo (zapewne dzięki reklamie w mediach). Nie mogłam patrzeć na damulki w szpilkach i słuchać opinii, że w chałupach śmierdzi! Ech, szkoda gadać! Sami z resztą zobaczcie:
Tak było zwłaszcza w miejscu, gdzie usytuowane były stoiska z wyrobami piekarniczymi, ale i w całym Skansenie było niewiele lepiej:
Udało nam się jednak znaleźć kilka miejsc, w których choć na chwilę czuliśmy ten znany, pożądany klimat:
Tak jak już napisałam na Święto Chleba już się nie wybiorę, ale to oczywiście nie oznacza, że moje uczucia do Skansenu uległy zmianie. O, nie! Za trzy tygodnie, moja ulubiona impreza w Muzeum Wsi Lubelskiej – „Z zagrody na jarmark do miasteczka”, wtedy to chałupy zaczynają tętnić swoim życiem sprzed lat, krzątają się w nich gospodynie w tradycyjnych strojach, pieką baby ziemniaczane, gotują knedle z soczewicą, w olejarni prezentowany jest cykl wytłaczania oleju z rzepaku (dziś usłyszałam od jednej z pań, że to – chodziło o olejarnię, zagródka dla kóz!!!), przy krosnach powstają kilimy, szewcy reperują buty, a w okólnikach skręcane są powrósła, czesany len, wyplatane kosze ze słomy i wikliny i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy się dzieje! Mam nadzieję, że to wszystko nie przyciągnie amatorów piwa, głośnej (bynajmniej nie ludowej ) muzyki i innych festynowych atrakcji. Czego sobie i wszystkim osobom ceniących piękno Skansenu oraz niepowtarzalny klimat tego miejsca życzę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)