Muzeum Wsi Lubelskiej to jedno z moich ukochanych miejsc. Jestem tam kilka razy w roku i za każdym razem nie mogę nasycić się atmosferą tam panującą, cieszę oczy widokiem chat pokrytych strzechą, prostych sprzętów, przydomowych ogródków, w których królują dalie, kosmos, floksy, nasturcje i aksamitki (prawie jak na mojej działce;). Z niecierpliwością czekam na coroczne imprezy odbywające się w Skansenie, a także te niezaplanowane wypady, kiedy po prostu nachodzi nas chęć odwiedzenia tego miejsca. Dodam jeszcze, że lubelski Skansen jest jedynym w Polsce tego typu miejscem o tak bogatej różnorodności terenu. Są tam wąwozy (charakterystyczne dla Wyżyny Lubelskiej), przepływa przezeń rzeka – Czechówka, na której utworzono mały zalew, nad którym powstał sektor Powiśla lubelskiego.
Dziś w Skansenie miało miejsce coroczne Święto Chleba i Dożynki dworskie. Ta impreza od lat cieszy się największą popularnością (przyczynia się do tego pewnie wakacyjny czas i zazwyczaj piękna pogoda). Jak co roku wybraliśmy się i my do Muzeum Wsi Lubelskiej, ale dla nas był to, niestety ostatni raz. Dlaczego? Ano dlatego, że czegoś takiego nie przewidziałam w najczarniejszych nawet snach! Impreza przybrała całkowicie komercyjny charakter. Pełno było ogródków piwnych, dmuchanych zjeżdżalni dla dzieci, baloników z helem, loterii fantowych itp. Istna masakra! A wszędzie pełno podchmielonych (delikatnie mówiąc) ludzi, którzy niejednokrotnie trafili w to miejsce zupełnie przypadkowo (zapewne dzięki reklamie w mediach). Nie mogłam patrzeć na damulki w szpilkach i słuchać opinii, że w chałupach śmierdzi! Ech, szkoda gadać! Sami z resztą zobaczcie:



Tak było zwłaszcza w miejscu, gdzie usytuowane były stoiska z wyrobami piekarniczymi, ale i w całym Skansenie było niewiele lepiej:

Udało nam się jednak znaleźć kilka miejsc, w których choć na chwilę czuliśmy ten znany, pożądany klimat:









Tak jak już napisałam na Święto Chleba już się nie wybiorę, ale to oczywiście nie oznacza, że moje uczucia do Skansenu uległy zmianie. O, nie! Za trzy tygodnie, moja ulubiona impreza w Muzeum Wsi Lubelskiej – „Z zagrody na jarmark do miasteczka”, wtedy to chałupy zaczynają tętnić swoim życiem sprzed lat, krzątają się w nich gospodynie w tradycyjnych strojach, pieką baby ziemniaczane, gotują knedle z soczewicą, w olejarni prezentowany jest cykl wytłaczania oleju z rzepaku (dziś usłyszałam od jednej z pań, że to – chodziło o olejarnię, zagródka dla kóz!!!), przy krosnach powstają kilimy, szewcy reperują buty, a w okólnikach skręcane są powrósła, czesany len, wyplatane kosze ze słomy i wikliny i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy się dzieje! Mam nadzieję, że to wszystko nie przyciągnie amatorów piwa, głośnej (bynajmniej nie ludowej ) muzyki i innych festynowych atrakcji. Czego sobie i wszystkim osobom ceniących piękno Skansenu oraz niepowtarzalny klimat tego miejsca życzę!